Posiadanie butiku nie zawsze oznacza sterty pachnących ubrań, miłe pogawędki z klientkami i modne, świetnie sprzedające się produkty. Bardzo często posiadanie butiku wiąże się z trudnościami logistycznymi, wybrednymi klientkami i nieprzespanymi nocami.
Prowadzenie butiku nie jest tak różowe jak się wydaje – pytając osoby doświadczone w takim biznesie możemy dowiedzieć się sporo o realiach posiadania takiego biznesu. Trudności logistyczne, konieczność zatowarowania sklepu z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem z uwagi na problemy z dostępnością modnych, dobrej jakości ubrań, a wreszcie wybredne, nieszanujące sprzedawcy ani ubrań klientki to tylko część z wielu ciekawych historii.
Drogie ubrania? Nie, dziękuję!
Pierwszym problemem są klientki wiecznie narzekające na cenę. Prowadząc butik z odzieżą dedykowaną kobietom w średnim wieku, w asortymencie posiadamy więc sporo klasyki, ciuchy do pracy, casualowe, stonowane ubrania, odzież sportową i sukienki na wesela, chrzciny czy przyjęcia ze znajomymi.
Mimo, iż klientkami są urzędniczki, lekarki, a nie odliczające skrupulatnie kieszonkowe nastolatki, narzekanie na drogie ceny ubrań jest właściwie codziennością. Właścicielka może szukać towaru w wielu miejscach, u sprawdzonych dostawców, współpracować z markami, które szyją ubrania specjalnie do danego sklepu. Do tego koszty eksploatacji lokalu, podatek, wypłaty dla pracownic, no i jeszcze zarobek – nikt przecież nie pracuje za darmo. Klientki zdają się jednak nie rozumieć.
Wszystkiego się nie sprzeda
Zazwyczaj sprzedaje się około połowy zatowarowania sklepu. Mimo stosunkowo okazyjnych cen i dobrego gatunku materiałów ciężko w stu procentach trafić w gust wszystkich klientek. Niesprzedanego towaru nie można zwrócić, nie można także kupić tylko tego, co akurat dobrze schodzi.
A wymaga to dużego wysiłku – ubrania na wiosnę kupuje się już latem. Niesprzedany towar trzeba potem przecenić, dlatego podstawowa cena musi uwzględnić taką ewentualność.
”Wcisnę się!”
Doświadczona ekspedientka już na pierwszy rzut oka rozpozna jaki rozmiar nosi dana klientka. Zainteresowane kupnem ubrań panie często jednak biorą do przymierzalni ubrania w mniejszych rozmiarach. Nie wiadomo do końca dlaczego tak jest, ale trudno uwierzyć w to, że wszystkie klientki sklepów z ubraniami są tak zdeterminowane w myśl zasady „wcisnę się!”. Delikatne sugestie nie przynoszą rezultatu, a przecież nie można powiedzieć wprost, że ten rozmiar nie jest dla niej odpowiedni, bo może się obrazić. Klientki przymierzają więc uporczywie za małe ubranie, w efekcie czego to właściciel butiku pozostaje potem ze zniszczonym lub rozciągniętym towarem.
Ubrania trzeba oddawać do pralni
To, na co skarży się najwięcej właścicieli butików, to jednak zgoła inny problem. Okazuje się, że wiele klientek mierzy ubrania będąc brudnymi, spoconymi, nosząc na twarzy zbyt dużo makijażu, który następnie zostawia widoczne ślady na ubraniach. Ten problem uwidacznia się szczególnie latem, kiedy temperatury na dworze są wyższe niż w pozostałych miesiącach roku.
W efekcie takich zachowań wiele właścicielek i właścicieli butików jest zmuszonych do oddawania nowych(!) ubrań do pralni, co z olei generuje dodatkowe koszty, stratę czasu i nerwów.
”Rozmyśliłam się”
Sporą grupę stanowią także klientki, które kupują ubranie w piątek, a zwracają w poniedziałek – już po imprezie czy innym ważnym wyjściu. Oczywiście, można takiego zwrotu nie przyjąć, jednak zła reklama, jaką może zrobić rozżalona klientka wywołuje sporo szkód. Właśnie dlatego właściciele butików najczęściej machają ręką i przyjmują zwrot nawet wówczas, jeśli sklep nie prowadzi takiej polityki.
Jak widać, prowadzenie butiku wcale nie jest tak różowe jakim mogłoby się wydawać. Jeśli planujesz otworzyć butik, dobrze to przemyśl, a jeśli jesteś ich stałą klientką – bądź wyrozumiała dla właścicieli tych biznesów, którzy, jak widać, zmagają się nie raz z wymagającą klientelę w najbardziej pełnym tego słowa znaczeniu.